No to daliśmy sie wrobić. W koncu po raz pierwszy daliśmy się zrobić cwaniaczkom. A było to tak. Wysiedliśmy z porannego pocągu w Jhansi. W planach mieliśmy przejazd autbusem do Khajuraho, miasteczka słynącego ze średniowiecznych świątyń ozdobionych przepięknymi rzeźbami, nazywanego często (zresztą niesłusznie) świątyniami kamasutry.
No więc wysiadamy z pociągu i zgodnie ze wskazówkami przewodnika szukamy przed dworcem autobusu. Oczywiście obskakują nas cwaniaczki, z jakiego kraju jesteśmy, gdzie jedziemy i w ogóle. My twardo ich olewamy. Niestety przewodnik zagranicznej wycieczki (on nie powinien mieć interesu w kiwaniu nas) wprowadził nas w błąd i nadał nas wprost w łapy cwaniaczków. Cwaniaczki załatwili nam zamiast autobusu taksówkę (nasz autobus odjechał przez nich bez nas). No cóż, ta opcja też wchodziłą w grę, bo do Khajuraho jest 180 km, a taksówki nie są tu zbyt drogie, a iliż wygodniejsze. Nie straciliśmy więc wiele, ale daliśmy się zrobić cwaniaczkom. Przyrzekamy sobie, że to ostatni raz.
Warto było przyjechać do Khajuraho. To spokojne miasteczko, zupełnie inne niż te, w których byliśmy do tej pory. Nie ma tu naganiaczy, prawie nikt cię nie zaczepia. Owszem, zapraszają do swoich sklepików, ale robią to nienachalnie. Poza tym jest super pogoda, a tu jest pięknie. Postanawiamy zostać tu dłużej, poprzestawiać plan i opóźnić o jeden dzień dojazd do Nepalu
Kompleks świątynny jest rzeczywiście niesamowity. Oczywiście rzeźby erotyczne, które pokazują w przewodnikach, to tylko kilkanaście z tysiąca tych, które zdobią świątynie. Choć trzeba przyznać, że to co pokazują, znacznie przekracza produkcje spod znaku Teresy Orlowski. Znajdą się nawet elementy zoofilskie. I pomyśleć, że wszystko powstało ok. 900 roku, kiedy nasi przodkowie biegali po lasach w skórach i dłubali w drzewie posągi Światowida...
Zabrany prawdopodobnie jeszcze z Polski kaszel męczy już czwarty dzień, więc znajdujemy aptekę. Śmiesznie to wygląda, bo to raczej sklepik. No i pan aptekarz sprzedaje tabletki na sztuki odcinając je ożyczkami z blistrów (!). Z niepokojem prosimy o coś na kaszel, przyglądamy się opakowaniu. W skłądzie znany nam ambroksol, więc bierzemy. Może nas nie wykończy.
W końcu znaleźliśmy w Indiach miejsce, gdzie jest spokojnie, cicho i można odpocząć. Po frekwencji w hotelu Surya widać, że nie tylko my wpadliśmy na to by zostać tu na dłużej. A hotel zapewnia miły odpoczynek – piękny ogród, możliwość korzystania z lekcji jogi, nauki indyjskiej kuchni... Miło. Jeszcze tu posiedzimy.